Przycupnęła na gałęzi jednego z drzew otaczających rezydencję. Nie dostrzegła nigdzie ochroniarzy. Najwyraźniej Febrisco czuł się niezwykle bezpiecznie. Chciałaby wykluczyć, że wokół domu nie ma żadnych zaklęć, lecz w obecnej chwili było to niemożliwe. Nie posiadała takich zdolności. Dzięki swoim mocom mogła sprowadzić to tego świata Gwiezdne Duchy, takie jak Milo, Rajskiego Ptaka. Bardzo dobrze się nimi posługiwała. Nigdy nie marzyła o tym, aby stać się magiem z innego zakresu. Lubiła towarzystwo istot z równoległego świata. Gdyby nie one, byłaby samotniczką.
Przesunęła się bliżej, uważając aby nie spaść. Zmrużyła oczy starając się zobaczyć, co dzieje się w środku. Przez duże okno mogła zobaczyć cztery postacie. Trzy z nich, to młodzieńcy, których wcześniej widziała na mieście. Eve oraz jego dwóch towarzyszy. Mogła zatem spekulować, że czwarta to Guarana. Nie wyróżniał się niczym. Wyglądał całkiem zwyczajnie. Łatwo było go zgubić wśród tłumu. Tsk... gałąź zaskrzypiała niebezpiecznie, ostrzegając przed tym, że w każdej chwili może się złamać. Dziewczyna ostrożnie cofnęła się bliżej pnia, chcąc uniknąć niebezpieczeństwa. Choć ciężko można było tu mówić o niebezpieczeństwie. Zwykły upadek z drzewa nie zrobiłby jej krzywdy. Jednak spadająca gałąź z pewnością zwróciłaby czyjąś uwagę. Jeszcze tylko tego brakowało, aby wzmożono teraz ochronę wokół celu. To miała być prosta praca. Znów spojrzała w kierunku okna. Cała czwórka siedziała przy stole i coś piła. Ciężko było określić z tej odległości, co to takiego. Wyglądało na to, że spotkanie się przeciągnie. Nic straconego. Nawet lepiej dla dziewczyny. Wtedy niewiele co widać. Łatwiej będzie wkraść się do środka. O ile mężczyzna nie opuści posesji, lecz tego akurat się nie spodziewała.
Korzystając z chwili, rozejrzała się uważniej po miejscu, do którego przyszła. Siedziała na jednym z licznych wysokich drzew wokół domu. Rosły tu zarówno iglaki jak i liściaste. Widziała lipy, dęby, kasztanowce, gdzieniegdzie ponad nimi wychylały się ostre czubki jodeł. Na ziemi poszycie z liści i igieł. Zgubne mogły być szyszki i gałązki, których było niemało. Bliżej domu natomiast rosła intensywnie zielona trawa. Do budynku prowadziła wąska wydeptana ścieżka. Pod sobą widziała fragment płotu, który zaznaczał, gdzie zaczyna się teren posesji. Jeszcze na niego nie wkroczyła. Wolała nie czuć się zbyt pewna siebie. Co jeśli uruchomi wtedy system alarmowy? Dla niej to oznaczało zabicie wszystkich, którzy znajdowali się wtedy w środku, gdyż zauważyliby jej obecność. Chociaż była zabójcą, wolała nie pozbawiać niepotrzebnie życia przypadkowych osób. Tak jak tej trójki w salonie. Nie, w żadnym wypadku nie czuła do nich sympatii, chociażby z tego względu, że jeden z nich z nią rozmawiał. Byli jej całkowicie obojętni.
Wzięła głębszy wdech, aby się wyciszyć. Jej myśli były zbyt rozbiegane. Zadanie. Fakty. Guarana siedzi w salonie swego piętrowego, prostego w budowie domu. Pokryty czerwoną dachówką, pomalowany na biało. Wchodziło się przez dwuskrzydłowe drzwi na dole. Nie miała zamiaru z nich korzystać. Wejście przez okno w salonie było zdecydowanie bardziej kuszące, gdy weźmiemy pod uwagę, że na tej samej ścianie została przymocowana kratka, po której pięła się winorośl.
Zrobiło się ciemno szybciej niż przypuszczała. Dopiero, gdy zaszło słońce, zamrugała otrząsając się ze swoistego rodzaju transu. Cały czas obserwowała swój cel i to jak porusza się po mieszkaniu. Goście wreszcie zbierali się do wyjścia. Cierpliwie czekała, aż pożegnają się z mężczyzną. Nie interesowało ją jakie mają ze sobą powiązanie. Rozkazów jej pani i tak by nic nie zmieniło. Złamanie ich nie wchodziło w grę. Ostrożnie wstała z kucek. Poczuła lekkie drżenie. To jej nogi zdrętwiały od zbyt długiego przebywania w jednej pozycji. Lekko nimi poruszyła, aby odzyskać pełną sprawność. Wpadka przez coś takiego jak skurcz? Nigdy by sobie na to nie pozwoliła.
-... zastanawiające?
-Teraz to ty przesadzasz. Jest po prostu przewrażliwiony na punkcie swej osoby - odparł sucho ciemnowłosy młodzieniec. Przeczesał swoje włosy palcami. Dziewczyna siedząca na drzewie mimowolnie skupiła na nich uwagę jednocześnie nie spuszczając wzroku z okna, w którym zapaliło się światło. Nie wiedziała, niestety, kto wypowiedział ostatnie słowo pytania, które zostało wypowiedziane wcześniej.
-Biedny człowiek. Współczuję mu. Nawet, jeśli nie jest to tak poważne jak to przedstawia, to nie rozumiem, czemu niby go to spotyka. - W ostatniej chwili powstrzymała się, aby nie odwrócić głowy. Rozpoznała głos chłopaka, z którym wcześniej rozmawiała. Jak mu było na imię? Nieważne... Już zdążyła zapomnieć.
-Jak dla mnie nudny. Kolejny człowiek, którego trzeba ochraniać, bo ktoś się do niego przyczepił. Interesuje mnie wypłata, którą dostaniemy po tym, jak uda nam się złapać tych, którzy czają się na jego życie - wzruszył ramionami.
-Możemy nie lubić naszego zleceniodawcy, ale zaakceptowaliśmy zadanie. Teraz musimy je wykonać. Sto pięćdziesiąt tysięcy na naszą trójkę. Całkiem przyzwoicie, jeśli weźmiemy pod uwagę, że mamy tylko zmierzyć się z bandą zwykłych opryszków - klasnął w dłonie usatysfakcjonowany chłopak o dziecięcym wyglądzie.
"Zadanie... A więc jesteście magami" zanotowała sobie w pamięci tę informację. To trochę komplikowało sprawę. Nic o nich nie wiedziała. Zbyt dużo czasu straciła w mieście. Powinna była wcześniej odnaleźć cel. Skarciła się w duchu za własną opieszałość.
-A mnie i tak ta cała sprawa mocno śmierdzi. Nie mógł powstrzymać swego zadowolenia, kiedy to my pojawiliśmy się u niego. Wyglądał tak, jakby kamień spadł mu z serca. - Tym razem odezwał się ostatni, trzeci osobnik, który im towarzyszył.
"Och, nawet nie wiesz jaką dobrą masz intuicję" niemo przyznała rację koledze spotkanego chłopaka. Zadarł nie z tą osobą co trzeba. Niestety, z toku wypowiedzi wychodziło na to, że nie są najłatwiejszymi przeciwnikami i jeśli dojdzie do starcia, nie będzie tak łatwo ich pokonać. Walka oznacza zamieszanie, zamieszanie to zainteresowanie innych, zainteresowanie prowadzi do większej ilości broniących zdrajcę. Prosty ciąg przyczynowo skutkowy.
-To zadanie pojawiło się w więcej niż jednej gildii. Pewnie dopiero po tym jak to zrobił, przeczytał opinie na ich temat i zorientował się, że niektóre z nich mogą zniszczyć mu przy okazji dom.
-Mam nadzieję, że tylko o to chodziło, Ren. W każdym razie - tutaj młodzieniec poprawił swój strój - zadanie zaczynamy jutro o dziewiątej. Guarana nie spodziewa się, aby wcześniej coś się wydarzyło.
"Jakże Febrisco się myli" prychnęła nieznacznie. "Cóż za paple..." powiedzieli więcej niźli chciała usłyszeć. Dostała kilka godzin na wyeliminowanie człowieka. Czasu miała teraz aż nadto. Spięła mięśnie. Nie miała zamiaru zmarnować nawet sekundy. Musiałą tylko poczekać, aż ci znikną jej z oczu.
-Mhm... - przytaknął najmniejszy z nich swojemu jasnowłosemu koledze. Zatrzymał się nagle na środku drogi i odwrócił się pozwalając by przyjaciele wyprzedzili go.
-Eve? - odwrócił się ciemnowłosy - Coś się stało?
"Właśnie, Eve..." pokiwała głową przypominając sobie jego imię. Zamarła w bezruchu zastanawiając się, czy jej nie wyczuł. Poczuła się nieswojo, lecz nie wyczuła niczego podejrzanego.
-Wydawało mi się, że coś tam jest - wskazał palcem miejsce niedaleko tego, gdzie znajdowała się postać w pelerynie.
-Zadanie dopiero jutro zaczynamy, nie musisz być przewrażliwiony już teraz- poczochrał go po włosach drugi blondyn.
-Już idę Hibiki - W końcu ruszył się z miejsca. Pozycja dziewczyny pozostała nieodkryta. Śmiejąc się i żartując odeszli niczego nie podejrzewając. Najwyraźniej nie spodziewali się tego, że zabójca już tutaj jest. Prawdopodobnie przez informacje jakich udzielił im mężczyzna.
"To był twój największy błąd, Guarana. Największy i ostatni" choć wysilała swój słuch, odgłosy elegancko ubranych młodzieńców ucichły. Odczekała jeszcze parę minut, aby mieć pewność, że nie zdążą wrócić i będą wystarczająco daleko.
Czujna niczym drapieżca. Najpierw jej ruchy były bardzo powolne. Potem coraz szybciej podniosła się i przesunęła na koniec gałęzi, od której lekko odbiła się, by wylądować już na terenie posiadłości. Nie czekała by sprawdzić, czy uruchomiła jakieś pułapki albo alarm. Niczego nie było widać, przynajmniej powierzchownie. Piętnaście metrów. Dziesięć. Pięć. Dopadła do siatki pokrytej rośliną w chwili, gdy trawa zaczęła dziwnie się zachowywać. Przeklęła w myślach. Musiała teraz jak najszybciej wejść do środka. Podskoczyła łapiąc się jednego ze szczebelków i podciągając. Ziemia dziwnie się zachowywała. Zaczęły pojawiać się duże kwiaty z czerwonymi pąkami. Bynajmniej nie wyglądały na przyjazne, szczególnie, gdy rozdziawiły swe paszcze pełne ostrych zębów. Zabójca trzymał nerwy na wodzy. Nie było jeszcze potrzeby, aby wyciągała swoją najsilniejsza broń. Może to zrobić sama wykorzystując tylko i wyłącznie ostrze krótkiego miecza, który miała na plecach. "Możesz to zrobić jak tylko zechcesz..." powtórzyła sobie słowa swej pani. W końcu wspięła się na parapet. Zajrzała do środka. Niewiele było widać. Naciągnęła skórzane rękawiczki na dłonie. Zaraz potem bez wyrzutów sumienia rozbiła szybę uderzając w nią celnie pięścią. Już schylała się, aby przejść do środka, ale w tej chwili obok jej głowy przeleciał pocisk wystrzelony z broni. A więc nie będzie łatwo i przyjemnie.
-Sądziłeś, że się nie obronię? - usłyszała chrapliwy głos - Że cię nie zauważę? - nerwowy śmiech - robisz więcej rabanu niż słoń w składzie porcelany.
-I tak zginiesz... - odezwała się Ikaris niskim i cichym głosem. Tym razem udało jej się wejść do salonu. Zeskoczyła na podłogę.
-Nie podchodź! Mam broń! Teraz nic mi nie zrobisz!
-Czyżby? - ruszyła krok do przodu. Mężczyzna wystrzelił w jej stronę kilkukrotnie.- Gdzie twoja magia Febrisco Guarana?
-Ostrzegam, nie zbliżaj się! Zaraz zajmą się tobą moi ochroniarze!
-Tych trzech wynajętych magów, którzy niedawno poszli do domu?
-Co...? TY...! - cel zdawał się być zaskoczony tym jak wiele wie osoba, która po niego przyszła. To oznaczało, że był obserwowany znacznie dłużej. Nie miał zatem pojęcia co o nim jeszcze wie. Nie spodziewał się także, że tak szybko kogoś po niego poślą. Za kilka dni miał stąd zniknąć. Wtedy by go nie dorwali. Przeliczył się.Gildia Tartarus nikomu nie odpuszcza. Z krzykiem wycelował broń w kierunku postaci. Dziewczyna szybko zareagowała odskakując w bok za kanapę. Odczekała kilka strzałów. Przyszły denat był wyprowadzony z równowagi. Nie trafiał, choć strzelał z bardzo bliskiej odległości. Dławił się własnym chorym i jednocześnie nerwowym śmiechem. Nie chciał zginąć. Walczył choć wiedział jaki czeka go los. Ikaris wyciągnęła spod płaszcza krótszy sztylet. Potrzebowała czegoś, co go na moment rozproszy. Ryzykując ranę postrzałową, wstała i rzuciła w jego kierunku ostrze. Ta jedna chwila nieuwagi wystarczyła, aby zabójca przeskoczył prze mebel i ślizgiem znalazł się obok niego. Z półobrotu uderzyła go łokciem w brzuch. Oddychała spokojnie, równomiernie, nie mecząc się. Przez to jeszcze bardziej wzbudzała w delikwencie panikę.
-Argh! - z furią wyprowadził kilka ciosów, które Ikaris starała się ominąć. Nie przejmowała się paroma z nich, które zostawią siniaki na jej ciele. Gdy kopniakiem odrzucił ją dalej i wylądowała prawie na ścianie, poprawiła kaptur i wyciągnęła z pochwy swoje dwa miecze. Krótkie, zakrzywione, rodem z bajek, popularnie zwane scimitar. Ciężko było je spotkać w tym świecie, przynajmniej nie w tym kraju. Tutaj wojownicy preferowali proste ostrza bez zbytecznych udziwnień, choć zdarzały się pewne wyjątki.
-Miałeś zginąć szybko. Nic byś nie poczuł. - zakręciła bronią układając ją wygodniej w dłoniach - Teraz będziesz musiał cierpieć.
-Chrzanisz...! - splunął w jej stronę. Nie wyglądał jednak na zbyt pewnego. Miecze w rękach przeciwnika zachwiały jego pewnością siebie.
-Zaraz się o tym przekonasz - podbiegła kawałek, cicho stawiając każdy kolejny krok. Na jedną krótką chwilę Guarana mógł dostrzec lodowe oczy spod kaptura. Intuicyjnie zasłonił twarz krzyżując ręce. Dziewczyna celowała ostrzem w szyję, aby podciąć gardło. Teraz jednak na przedramionach mężczyzny znajdowały się głębokie rany, z których szybko zaczęła sączyć się krew brudząc ubranie i kapiąc na podłogę.
-Cholera! Nie dam się wykończyć wariatce z mieczami!
-To walcz - odparła beznamiętnie okręcając się. Tym razem swe ciosy kierowała w plecy. Dodatkowo wyprowadzony kopniak sprawił, że Febrisco wpadł na szklaną gablotkę. - Jesteś niczym. Nie potrafisz walki. Nie jesteś dla mnie żadnym wyzwaniem - z jej ust sączył się jad.
-Hahahaha! - roześmiał się psychopatycznie. Przez ułamek sekundy zauważyła, że coś naciska. Zgrzyt, który po tym nastąpił nie zapowiadał niczego dobrego.
-Ci'jit... - syknęła widząc jak ze ścian nagle wysuwają się wszelakiej maści bronie palne. Wszystkie były skierowane w nią. Tak na pewno nie będzie łatwo walczyć. -Otwórz się... - nie skończyła mówić, gdy wystrzeliły w nią. Wyskoczyła do góry okręcając się. Czuła jak kolejne pociski niszczą płaszcz, a niektóre z nich ranią jej ciało. Niektóre z nich odbijała ostrzami broni. Biegła wokół pokoju. Potknęła się, lecz nie upadła. "To tylko śmiertelnik! " krzyknęła w duchu dobiegając do mężczyzny, który zbyt bardzo napawał się faktem, że udało mu się ją zagonić w kozi róg. To był jego błąd. Nie spodziewał się, że dziewczyna nie będzie próbowała uciec. Z jeszcze większym zacięciem próbowała do niego dotrzeć, co w końcu jej się udało. Nawet nie mrugnęła okiem wyciągając gwałtownie rękę do przodu i przebijając jego brzuch scimitarem. Śmiech zamienił się na urywany. Amunicja skończyła się. Powiew wiatru rozwiał dym odsłaniając postać Ikaris. Przez pył, Guarana do tej pory nie widział, gdzie się ona znajduje.
-Aaa!!! A...aaaa! - dotarło w końcu do niego co się stało. Źrenice Febrisco gwałtownie się zmniejszyły.
-Nie powinieneś był mnie lekceważyć. - Zdmuchnęła kosmyk włosów z twarzy. Wyprostowała się i głębiej wbiła miecz a zaraz potem wyciągnęła pozwalając by mężczyzna opadł na kolana. Przykładał w panice ręce do rany starając się zatamować krwawienie. Na twarzy malowało się przerażenie. Z wciąż otwartych ust w geście niemego krzyku, płynęła stróżka krwi.
-Co... co ty mi zrobiłaś...?! - wykrztusił, starając się jednocześnie połykać lepką maź.
-Odpłaciłam się za to, co nam zrobiłeś - opuściła ręce z bronią. Z jednego z mieczy skapywały kropelki krwi na podłogę. Dłoń też była pokryta tą samą cieczą. Otarła czoło, pozostawiając na nim czerwone smugi.
-Cholera.... cholera... CHOLERA! - strach i niedowierzanie zaczęły przemieniać się w obłąkanie. Śmiał się, choć umierał.
-Giń już wreszcie - Ikaris stanęła obok klęczącego celu. Nie spojrzała na niego, gdy machnęła ręką. Głos zdrajcy gwałtownie urwał się. Na płaszczu dziewczyny pojawiła się duża plama, a kawałek dalej coś upadło. Zerknęła w tym kierunku. Głowa przeciwnika potoczyła się aż pod szafę. Nawet nie wiedział, co się stało w chwili śmierci. Cios nastąpił szybko, a miecz przeszedł przez jego szyję jak przez masło. Reszta ciała dopiero po chwili osunęło się na podłogę. Krew i inne płyny ustrojowe poczęły wypływać z wnętrza. Po zapachu można było poznać, że w chwili zejścia denat zdążył się wypróżnić ze strachu. Podeszła do okna. Nie miała zamiaru sprzątać. Nigdy tego nie robiła. To przestroga dla innych by uważali z kim się zadają. Zeskoczyła na zewnątrz, lądując na trawniku. Wszystko się uspokoiło. Wraz ze śmiercią mężczyzny wszelkie czary przestały działać. Miała szczęście, ludzie mieszkający kawałek dalej dopiero teraz zaczęli reagować. Byli zbyt powolni, aby odpowiednio szybko zainterweniować.
Nie wiadomo kiedy, zniknęła w lesie pozostawiając za sobą odór śmierci.
Blue Pegasus, to jacyś słabiaki ;/ Nie zauważyli jak Ikaris ciągle ich obserwuje na pewno pracuje w FBI, bo w normalnej szkole tego nie uczą. Ma jakieś wtyki ! XD. Ikaris Agent 007 ! XD Podobało mi się jak opisywałaś zwariowanego Guarana. Wszystko tak pięknie sobie wyobraziłam dzięki twoich opisom. To jak się śmiał, strzelał na ślepo albo jak jego wzrost skrócił się o głowę *L* Sugoi ! :D Dziewczyna musi sobie nową pelerynkę kupić, bo w tam tej ma dziury D: Polecam Crop albo H&M XD A może jej Laxus pożyczy płaszcz ? XD Nie no on by ją zabił gdyby pobrudziła jego ulubiony ciuch xDDD. Taki mam eleganciuch xD. Ciekawa jestem jakie zdziwko będą mieli Eve, Hibiki i Ran ( Chyba Ran nie pamiętam xD), gdy wrócą do rezydencji ! CZekam z niecierpliwością na ciąg dalszy ! Życzę zdrowia i weny, pozdrawiam ! Ja ne !
OdpowiedzUsuń