wtorek, 22 kwietnia 2014

Rozdział 5 - Koło Fortuny

     Potarła ręcznikiem mokre włosy. Długie kosmyki opadały na plecy i sięgały do pośladków. Pojedyncze kropelki wody spadały na dywan hotelowego pokoju. Biorąc po drodze kubek z kakao podeszła do okna. Nie przejmowała się faktem, że nie ma nic na sobie. I tak nikt nie wszedłby tu bez jej pozwolenia. Może za wyjątkiem jednej, albo dwóch bardzo zaufanych osób, które potrafiły działać na własną rękę.
     Minęły dwa dni odkąd ostatni raz widziała się z Eve, a jednocześnie trzy odkąd zginął Guarana. Sprawa wydawała się powoli cichnąć. Niektórzy wciąż byli oburzeni opieszałością władz i brakiem podjęcia przez nich jakichkolwiek kroków. Jednak po tamtym wydarzeniu nic więcej się nie stało, także uznano, że Febrisco po prostu wsadził swój ciekawski nos nie tam gdzie trzeba. Wszyscy inni jego znajomi wciąż żyli także wzięto to za dobrą wróżbę. Bo w końcu czemu zabójca miałby tyle czekać? Już dawno połowa z nich by nie żyła.
     Odrzuciła ręcznik na bok. Korzystała z chwili, gdy nie musiała być wciśnięta w swój strój z metalowymi częściami. Nie mogła jednak z nich zrezygnować. Wielokrotnie uratowały jej życie. Wolała nie ryzykować bez potrzeby. Fragmenty zbroi były lekkie i wytrzymałe. Można było się do nich przyzwyczaić.
-Wiem, powinnam już iść - rzuciła w przestrzeń. Oprócz niej nikogo w pokoju nie było. W odpowiedzi zalśnił jednak jeden z kluczy.- Nie wolno mi stracić tak dobrego informatora... Choć zagranie na koniec spotkania powinno wzbudzić w nim większe przywiązanie wobec mojej osoby - usiadła na fotelu zakładając nogę na nogę. - Nawet nie myśl o pojawieniu się - ostrzegła karcącym i nie znoszącym sprzeciwu głosem - mamy tu zostać na dłużej. Lepiej, aby inni nie wiedzieli, że jestem użytkowniczką kluczy, a tym bardziej was. Wszyscy zostalibyśmy wtedy skazani. Nie dopuszczę do tego by stała wam się jakakolwiek krzywda, dlatego nie wychylajcie się - zakończyła zaciskając dłonie na podłokietnikach. Nikomu nie odda swych kluczy. Będzie bronić ich do ostatku sił.
-Będę robić to, co uważam za słuszne - klucz rozbłysł jasnym światłem. Postać sama przekroczyła Bramę do świata, w którym znajdowała się Ikaris. - Przeziębisz się - usłyszała. Prychnęła cicho krzyżując ręce na piersiach.
-Prosisz się o guza, Ace - nie była speszona obecnością młodzieńca z innego wymiaru. Patrzyła prosto w złote oczy wojownika. Miał na sobie tylko długie materiałowe spodnie przewiązane szeroką wstęgą, oraz buty podobne do baletek. Nie sposób było nie zauważyć jego orientalnej urody i lekko skośnych oczu. Przypominał drapieżcę bez uczuć.
-Czyżby? - podniósł nieznacznie jedną brew - Odsłoniłaś się podczas ostatniego zlecenia. Coś cię rozproszyło.
-Od początku miałam problemy ze skupieniem się. Trafiliśmy do miasta pełnego magów. Wiesz, że nie dalibyśmy im wszystkim rady. Musieliśmy być bardzo ostrożni przy wykonywaniu tego zlecenia.
-Tak samo jak zawsze. Chodzi o tych trzech magów? - okrył dziewczynę ciepłym szlafrokiem.
-Dziękuję - skinęła głową - Może. Nie jestem pewna. Coś... Mnie w nich niepokoi.
-A dokładniej?
-Jeszcze nie wiem. Muszę to przemyśleć - odwróciła głowę. Wciąż jednak czuła na sobie jego ciężkie spojrzenie - nie przywiążę się do nich - westchnęła zgadując o czym myśli - chcę tylko informacji. Poza tym, wszyscy dobrze wiemy, że ich bliższa znajomość może zakończyć się tylko w jeden sposób.
-Śmiercią - nie owijał w bawełnę długowłosy wojownik. Poruszył się i usiadł na wprost Kluczniczki. Czarne włosy spięte w kucyk opadały swobodnie teraz przez jego ramię na wyrzeźbiony tors i umięśniony brzuch.
-Mam was. Nie tęsknię za kontaktami z innymi. Jesteście dla mnie najważniejsi - jej spojrzenie złagodniało.
-A ty dla nas. Dzięki tobie jesteśmy w końcu razem. Nikomu innemu to się nie udało. Możesz liczyć na nas. Na mnie. Mając nas u boku nie masz się czego obawiać.
-Wiem... jednak nie zawsze mogę sobie pozwolić na przywołanie was - wstała ze swojego miejsca - Ace, proszę, wracaj do siebie. Póki nie jesteśmy pewni na ile możemy sobie pozwolić, nie chciałabym, abyś przebywał w tym świecie zbyt długo.
-Tsk... - młodzieniec prychnął. Nie podobało mu się to, że nie może swobodnie poruszać się w tej chwili pomiędzy różnymi rzeczywistościami. Jednak dobro Kluczniczki było dla niego najważniejsze. Nie sprowadzi na nią kłopotów. Nigdy. I tylko dlatego pokiwał ostatecznie głową. Podszedł do dziewczyny i położył rękę na jej ramieniu. - Kiedyś będziemy mogli żyć bez cienia strachu, obiecuję ci to - zniknął zmieniając się w świetliste drobinki, które szybko zgasły.
-Być może... - zakończyła nie dając sobie żadnej nadziei. Doprawdy, wojownik czasem zdawał się być nieznośny, a jego samowola nie potrafiła pozwolić użytkownikowi przewidzieć do czego tak naprawdę będzie zdolny. - Na razie poszukajmy pracy - postanowiła. Schowała klucze do futerału. Już po chwili ubierała się do wyjścia. Wstrzymywała się przez te dwa dni ze znalezieniem dorywczego zajęcia, licząc na to, że być może niedługo odezwie się jej Pani. Jednak Lacrima milczała jak zaklęta. Musiała czekać spokojnie, wolny czas przeznaczając na inwigilację. Z pewnością zdobycie wiadomości przyda się w wykonywaniu kolejnych zadań. Co do tego, że je otrzyma nie miała najmniejszych wątpliwości.
-Pora też zobaczyć, co porabia nasz nowy znajomy... - na twarzy dziewczyny pojawił się niebezpieczny uśmieszek. Opuściła pokój hotelowy zabierając z sobą tylko kilka najważniejszych rzeczy.


     Kaptur nie zasłaniał dziś całej twarzy. Można było dostrzec niebieskie oczy, które rozglądały się wokoło. Dziewczyna zapamiętywała każdy miniony zakątek. Tworzyła w swych myślach mapę, która na zawsze utkwi w jej pamięci. Nie sporządzała żadnych zapisków w notesie, kartkach czy na czymkolwiek innym. To było niebezpieczne. Kto wie, komu mógłby wpaść w ręce takie przedmioty. Byłaby zgubiona.
Odgryzła kawałek zakupionego jabłka. Kropelka słodkiego soku spłynęła po brodzie. Nawet nie pofatygowała się, aby ją wytrzeć. W tłumie wyszukiwała głównie tylko jednej osoby, wierząc, że z pewnością na nią wpadnie. Intuicja podpowiadała dziewczynie, że jest on w mieście i prędzej czy później musi pojawić się na jej drodze. Owszem, zawsze cały dzień mógł spędzić w Gildii, albo daleko poza miastem. Tyle niewiadomych... Eve miał rację. Świat momentami był aż nazbyt skomplikowany. Nie można było wykluczyć żadnej możliwości, a każda z nich rodziła kolejne. W ten sposób zawsze można było stworzyć niezwykle długą listę.
     Zatrzymała się w półkroku. Odwróciła w bok spoglądając na wiszące ogłoszenie. Ktoś poszukiwał kelnerki do pracy w kawiarni. Przyjemna okolica, sporo klientów, całkiem sporo płacili. W takim miejscu mogłaby podsłuchać bezkarnie niejedną rozmowę i pociągnąć za języki inne pracownice. Mimo to, Ikaris nie zdecydowała się, aby wejść i zapytać o wolne stanowisko. Jeśli nikt jej nie kazał, wolała unikać takiej pracy. Czuła się mało komfortowo, grając kogoś tak zupełnie odmiennego od niej samej, bez możliwości ukazania choć odrobiny prawdziwego charakteru. Ruszyła dalej. Z pewnością to nie był jedyny pracodawca w mieście, który potrzebował kogoś do pomocy.
     Ogryzek już dawno temu wylądował w koszu na śmieci niedaleko portu. Rozejrzała się, a potem zgrabnie wskoczyła na murek. Spojrzała w dal, lecz nie dostrzegła niczego godnego uwagi. Przeszła kilka kroków dochodząc w ten sposób do wysokiej ściany. Nie zwracając na siebie uwagi wspięła się na nią. Stąd miała zdecydowanie lepszy widok i mało komu przyszłoby do głowy, że ktokolwiek znajduje się na tej wysokości. Usiadła po turecku. Może to głupie, lecz wierzyła, że przychodząc tu, sprawi, że i młody mag również się pojawi. Widziała stąd drugi brzeg kanału i spacerującą po murku blondynkę z rękoma zaplecionymi za plecami. Wydawała się być niezwykle radosna. Rybacy przepływający obok krzyknęli coś do niej, a ta odpowiedziała.
-Hmm... Beztroska.... Coś zupełnie nam obcego, nie? - spytała samą siebie przymykając oczy. Mogła ten stan obserwować tylko u innych. Sama nigdy nie była w pełni rozluźniona. Nawet w czasie snu musiała czuwać. Zbyt wielu wrogów miała w tym świecie.
-Mamusiu, czy ta pani nie spadnie? - usłyszała zaniepokojony głos dziecka.
-Co...? - chwila dezorientacji ze strony kobiety. "W walce byłabyś już martwa" - Ależ nie kochanie, pani na pewno wie co robi. - "Czy to tak oczywiste, że jestem dziewczyną?" pomyślała. Tsk, z wiekiem coraz trudniej było ukryć swoją figurę. Wcześniej łatwiej było udawać mężczyznę, aby nikt nie zdołał się dowiedzieć, kim tak naprawdę jest osoba wykonująca zlecenia mrocznej gildii. Jej myśli nieustannie zaprzątała Kyouka oraz inni mieszkańcy "domu". Gdziekolwiek by nie była, jakaś ich część zawsze znajdowała się w niej. Nie spętano jej żadnymi zaklęciami. Zbyt długo tam przebywała, aby się przeciwstawić. Nie musieli kontrolować każdego jej kroku. Doskonale zdawali sobie sprawę jak bardzo jest od nich zależna. Równie dobrze wiedzieli także o tym niematerialnym łańcuchu, który powstał w jej umyśle przez te lata, którego nie potrafiłaby zerwać. Teoretycznie mogła odejść w każdej chwili, ale miała przeświadczenie, że nie może tego zrobić. Takie psychologiczne spętanie było najbardziej efektywnym ze wszystkich rodzajów więzienia drugiej istoty. W przypadku jasnowłosej, sprawdzał się.
-Witaj znowu, nieznajoma - idący dołem mag zauważył osobę siedzącą na górze tylko dlatego, że powiew wiatru poruszył płaszczem. Choć nie chciał zbyt bardzo się do tego przyznać, chciał odwiedzić dziewczynę już następnego dnia po tym, gdy się pożegnali. Wiedział w końcu, gdzie się zatrzymała. Ciągle jednak znajdował sobie wymówki, aby tego nie zrobić. Dziś również zmierzał tam jak najbardziej okrężną drogą. Tylko że spotkał ją nieoczekiwanie jak zawsze w tym samym miejscu.
-Witaj, Eve... - powoli przekręciła głowę, aby na niego spojrzeć. Nie myliła się. Znów miała rację. Może blondyn nie zdawał sobie z tego sprawy, lecz już teraz Kluczniczka zaczynała dostrzegać pewien schemat jego działania.
-Przepraszam, że ostatnio sprawiłem ci tyle problemów - wydusił w końcu z siebie - mam nadzieję, że nie byłaś chora przez to, że zatrzymałem cię na deszczu - Dziewczyna pokręciła głową - To dobrze... Zachowałem się naprawdę nieodpowiedzialnie. Powinienem zawsze dbać wpierw o dobro damy.
"Damy...? Jakże się mylisz..." pomyślała z nutką bólu.
-Lepiej? - spytała nieoczekiwanie po długiej chwili niezręcznej ciszy.
-Co...? To znaczy...? - zmieszał się trochę nie będąc pewnym, o co go tak naprawdę pyta rozmówczyni - Chodzi o sprawę z Guaraną? O to czy poczułem się lepiej po rozmowie z tobą? - choć jej się przyglądał nie dostrzegł potwierdzenia ani zaprzeczenia czy dobrze rozumie słowa przez nią wypowiedziane - Dochodzenie zakończono, władze nie robiły większych problemów naszej gildii czy drużynie... Już wtedy... gdy odchodziłem nie czułem się tak przygnieciony przez poczucie winy. Dziękuję, że mnie wtedy wysłuchałaś i o nic nie pytałaś. Potrzebowałem czegoś takie... - urwał, gdy postać w pelerynie zeskoczyła tuż obok niego - ...go. Mogę cię o coś spytać?
-Robisz to nieustannie.
-No tak... prawda - podrapał się trochę zakłopotany w tył głowy - Przyznam, że uważnie ci się przyglądałem - spoważniał trochę - jesteś z jakiejś gildii? Wykonujesz zadanie? - zadał niezwykle celne pytania. Więc jednak pod tą blond czupryną, krył się intelekt.
-Władza? - spytała, nie udzielając w pierwszej chwili odpowiedzi na zadane pytania. Zapamiętać, ten dzieciak jest bystry. Jeśli nie będzie się pilnowała, może wpaść. Tylko skąd...? Prawda, naiwne myślenie. Już wiedziała, co podsunęło mu na myśl takie pytania.
-Stary nawyk.
-Nie - odparła bez wahania na pierwsze z nich. Tylekroć kłamała pod tym względem. Nie było problemu, aby zrobiła to po raz kolejny. - Powiedzmy. Zostałam poproszona, aby przetransferować tu dwa miecze. Spotkałam się w tym mieście z osobą, która miała je odebrać. Nie znam szczegółów, robiłam tylko za kuriera - opowiedziała bajeczkę wyssaną z palca na poczekaniu. Nawet nuty zawahania. Patrzyła prosto w oczy rozmówcy, aby nie miał wątpliwości co do tego czy kłamie.
-Pasy do pochw...
-Są moje - odparła krótko nie pozwalając mu na zbyt długie zastanawiania się.
-Przepraszam, chyba trochę przesadziłem. Nie powinienem ci tak atakować, szczególnie, że wcześniej dziękowałem ci za pomoc i przepraszałem za wszelkie sprawione problemy.
-Nie szkodzi - skinęła głową.
-Czy dasz się, nieznajoma, zaprosić na gorącą czekoladę? Chciałbym się jakoś zrewanżować za mój nietakt. - wzbudzenie poczucia winy w Eve nie było najgorszym posunięciem. Przez jakiś czas powinien teraz skupić się na popełnionym błędzie względem niej. Chwilowo też pozbyła się mieczy i wszystkiego innego, co mogłoby kojarzyć się z nie do końca wyjaśnionym morderstwem. Czy dobrym zatem pomysłem będzie pójście z nim? - Twoje milczenie odbieram jako odpowiedź twierdzącą - nie zauważył jak jedna brew dziewczyny drgnęła kiedy to mówił, a zaraz potem sprawił, że szła z nim pod rękę. Wyglądało to dość niezwykle biorąc pod uwagę jaką każde z nich roztaczało aurę oraz fakt, że młodzieniec był od niej niższy o dobre półtorej głowy. Nim się zorientowała zrobiła pierwszy krok, a potem już szła z uśmiechniętym od ucha do ucha magiem. Doprawdy... Jednak w jej umyśle nadal kiełkowała myśl, że próbuje ją oszukać. Mógł wykorzystać swoją uprzejmość, aby zwabić ją przed radę i zamknąć w więzieniu. Ze względu na pytania jakie zadawał zrozumiała, że należał do władz i prawdopodobnie nadal jest z nimi jakoś powiązany. Wykazał się naprawdę niezwykłą bystrością umysłu. Uratowała ją tylko sztuka kłamania. "Eve, jeśli teraz coś planujesz... wiedz, że łatwo się nie poddam" miała ze sobą klucze i nie zawaha się ich użyć, jeśli zajdzie taka potrzeba.
-Jesteśmy na miejscu, nieznajoma - wykonał gest ręką pokazując wnętrze budynku, do którego właśnie weszli. Odkąd zobaczyła go na horyzoncie, jej myśli coraz bardziej skupione na tym jacy magowie znajdują się w tej gildii i jakie ma szanse wygrać z nimi, dokonując jednocześnie jak najmniej szkód. Jeśli nie da się wciągnąć zbyt daleko, wystarczy, że ich ogłuszy i będzie miała szansę na ucieczkę.
-Witamy z powrotem, paniczu Eve! - znikąd nagle pojawiło się stadko piszczących dziewczyn. Otoczyły wianuszkiem zarówno ją jak i jego. Tsk... co to za pułapka? Nic nie wyczuwała, lecz była nadzwyczaj ostrożna.
-Miło mi was widzieć, moje drogie - puścił do nich oczko - A teraz pozwolicie, że zaprowadzę gościa honorowego do salonu.
-Ależ oczywiście, paniczu Eve.
"Gościa honorowego...?" przez moment zabójca miał mętlik w głowie. Wyglądało na to, że naprawdę zaprosił ją tylko na ciepły napój i zapomniał o całej sytuacji znad kanału. To dobrze.
-Proszę, usiądź - Młodzieniec wskazał wygodny fotel, obity granatowym materiałem. Stał blisko stołu wraz z trzema identycznymi. Pomieszczenie było przestronne, ale nie zdawało się być chłodne. Drewniane meble sprawiły, że było tu niezwykle przytulnie. Grupy dywan tłumił ich kroki. Rozejrzała się. Nigdzie nie widziała podstępu. - Zaprosiłem cię na gorącą czekoladę, ale może masz ochotę na coś innego? - spytał uprzejmie.
-Czekolada wystarczy - odparła krótko, beznamiętnie. Zauważyła jak jakaś dziewczyna ubrana w strój pokojówki odbiera zamówienie od jej znajomego. Była uśmiechnięta, szczęśliwa. Praca tu sprawiała przyjemność. Najwyraźniej dobrze traktowano tutaj ludzi.
-Słyszeliśmy, że właśnie wróciłeś - po krótkim pukaniu do środka weszło dwóch dżentelmenów. Gość nieznacznie podniósł głowę. Rozpoznała ich bez trudu. To oni kilka dni temu byli pod rezydencją. Teraz w świetle dnia mogła lepiej im się przyjrzeć. Wyglądali na swoje przeciwieństwa. Jeden opalony, z ciemnymi włosami, drugi wręcz na odwrót, mleczna cera oraz jasne włosy. Niewiele szczegółów umknęło jej w ciemności.
-Och, przyprowadziłeś kogoś - zauważył wyższy.
-To moja nowa znajoma. Bardzo mi pomogła. Niestety, zachowałem się wobec niej nieodpowiednio i chciałbym teraz to jakoś wynagrodzić...
-Znajoma? - blondyn podszedł do siedzącej postaci - Jestem Hibiki. Dziękuję, że udzieliłaś pomocy mojemu przyjacielowi -przedstawił się - Miło mi ciebie poznać... - urwał nie wiedząc jak dziewczyna ma na imię. Spojrzał na młodzieńca, który ją przyprowadził. Ten dopiero teraz zauważył, że tak naprawdę nigdy nie spytał nieznajomej o tożsamość. Nigdy też nie zobaczył całej jej twarzy.
-A więc twoja nowa przyjaciółka jeszcze nikomu nie wyjawiła kim jest. Może zechcesz zdradzić mi swoje imię? Jestem Ren - ukłonił się przed nią lekko opalony chłopak.
-Hmm... chyba twoje wdzięki na nią nie działają - zaśmiał się lekko Hibiki.
-Twoje również jakoś efektów nie przyniosły - odgryzł się znajomy. Nie zdążył ukryć lekkiego zawodu, gdy wrodzony czar nie zadziałał na osobę siedzącą przed nim.
-Proszę... nie stresujcie jej. To moja wina, że wcześniej o tym nie pomyślałem... - zakłopotany Eve próbował załagodzić sytuację widząc, że towarzyszka przestała się odzywać.
-W porządku - podniosła się nagle z miejsca. Odpięła płaszcz i powoli zsunęła go z siebie - Jestem Ikaris, miło mi was wszystkich poznać - dygnęła lekko przed zebranymi.

1 komentarz:

  1. Nie mogłaś zaczekać aż dokończę swój rozdział? T^T
    Louise: trzeba nie było rysować Horokeu przez 8 godzin, tylko pisać!
    H: wena była. Teraz pora nadrobić w pisaniu. Jak nazywała się gildia tych braci/przyjaciół? oni mieli za szefa tego człowieka, który ciągle powtarzał "Meen!" ... kurde, nie przypomne sobie. Ikaris miło się zachowała, skoro pozwoliła Eve na takie numery i na "randkę". Trochę dziewczyna się oderwie od ponurej rzeczywistości. i spotkała Lucy ^^ co prawda z daleka, ale ją widziała. Ciekawi mnie, jak powiążesz jej losy z Fairy Tail. Wiem, wiem, że będzie o innych gildiach, ale takie delikatny wątek z nimi muusi być, proszę! ;3

    OdpowiedzUsuń