sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział 4 - Milcząca Owca

    Ranek nadszedł spokojnie bez większych niespodzianek. W Magnolii nie mówiło się jeszcze głośno o wydarzeniach z nocy. Oficjalnie nie podano do wiadomości publicznej informacji na temat morderstwa. Widać było jednak poruszenie policji, która raz po raz jeździła na miejsce wypadku wzbudzając tym pewne zainteresowanie mieszkańców. Jednak spokój i natura ludzi zdominowały początek dnia. Jak zawsze miasto przepełniały śmiechy, krzyki i gdzieniegdzie pojedyncze drobne starcia pomiędzy magami różnych Gildii. Z łatwością można było się odprężyć. Lecz jedna osoba nie mogła sobie pozwolić na całkowity relaks. Intuicja podpowiadała jej, że powinna była opuścić miasto zaraz po wykonanym zleceniu. Tymczasem w trakcie nocnej rozmowy za pomocą Lacrimy z panią Kyouką wyraźnie usłyszała, że w najbliższym czasie nie może zbytnio oddalać się od miasta. Na pytanie jak długo powinna tu pozostać otrzymała tylko odpowiedź, że szybko nie wróci do "domu". Ikaris zaczęła się nad tym zastanawiać, co było przyczyną takiej decyzji. Nie do końca była w stanie uwierzyć w to, że Lamy udało się przekonać resztę do pozbycia się jej. Nie przekreślała jednak tej alternatywy. Wolała nie wyciągać pochopnych wniosków choć sądziła, że wiąże się to z kolejnym etapem ich planów.  Lecz to były tylko zgadywanki. Pomimo swego oddania nie mówiono jej o wszystkim. Wręcz przeciwnie, zdawało się, że nie wie nic. Czegóż się spodziewała? Nigdy nie było zaufania pomiędzy członkami, którzy znali się od bardzo dawna. Tym bardziej ona, niedoszły eksperyment, nie mogła spodziewać się większego przywiązania z ich strony do niej. Znacznie się od nich różniła.
-Co podać? - obok niej stanęła kelnerka w średnim wieku. Ubrana w obowiązujący strój w barwach szkarłatu z białym fartuszkiem. Miała robić za... Kartę kier. Tak, właśnie. Nazwa tej gospody związana była z Krainą Czarów, pokerem i innymi karcianymi skojarzeniami. Przynajmniej tak dziewczyna została poinformowana po wejściu do środka. Ile w tym prawdy, nie miała zamiaru zgadywać. Miała tylko ochotę na pożywne śniadanie.
-Poproszę kubek gorącej czekolady, jajecznicę na maśle z pomidorami, twarożek z ogórkiem i... - tu zastanowiła się jeszcze przez chwilę spoglądając z cichym westchnięciem w kartę dań. Coś przeliczyła w pamięci - drożdżówkę.
-Może do tego jakieś owoce? - zaproponowała kobieta ze znudzonym wyrazem twarzy. Plakietka przypięta do fartuszka mówiła, że ma na imię Diara. Cóż, z pewnością nie robiła najlepszego wrażenia na klientach. Czarne ulizane włosy spięte w kok, szare oczy, niezbyt wysoka, ale chuda niczym żywy kościotrup.
-Nie, dziękuję. To już wszystko - oddała kartę i odwróciła głowę w kierunku okna. Kobieta odeszła z zamówieniem spisanym w notesiku. Słyszała jak wchodzi przez wahadłowe drzwi do kuchni i przekazuje kucharzowi, co ma przygotować. Dziewczyna jak każda żywa istota musiała jeść i spać. Odczuwała nieprzyjemne ssanie w żołądku. Zużyła sporo energii na zabicie Guarany. Dodatkowo miała na swoim ciele wiele siniaków i zranień od kul. Po rozmowie z panią Kyouką zabrała się za opatrzenie ich, wymianę płaszcza oraz reszty ubrań, które były pokryte krwią. Niezbyt chętnie oddała swoją broń, źle się czuła nie odczuwając ciężaru mieczy na swoich plecach. Wiedziała jednak, że nie miała wyboru. Inaczej zbyt łatwo można by ją skojarzyć z morderstwem. Ostrza, z których korzystała nie były tutaj popularne. Szczerze wątpiła czy ktoś poza nią w tym mieście miał jeszcze jedną taką parę. Pozostanie tutaj zbyt długo ciągnęło za sobą wiele komplikacji.
-Hmm... -zadumana patrzyła na niebo pokryte grubą warstwą ciemnoszarych chmur. Zapowiadała się potężna ulewa w ciągu najbliższych kilku godzin. Niektórzy przezornie mieszkańcy już teraz nosili ze sobą parasole, inni zdawali się tym nie przejmować. Dla niej deszcz miał swoje plusy i minusy. W tej chwili, głównie plusy, zatrze ślady na miejscu morderstwa.
-Proszę bardzo, jajecznica na maśle z pomidorami, gorąca czekolada, twarożek z ogórkami i drożdżówka. Życzę smacznego.
-Dziękuję - Ikaris z ociąganiem oderwała się od szyby i wzięła w swe dłonie sztućce. Obserwowanie ludzi zawsze było dla niej bardzo wciągające. Znacznie łatwiej można było ich rozgryźć niż mieszkańców "domu". -Smacznego - mruknęła do siebie zabierając się za posiłek. Po śniadaniu musi coś ze sobą zrobić. Nie może zmarnować spędzonego w tym miejscu czasu. Z pewnością, na początek będzie musiała znaleźć jakieś lokum do wynajęcia. Potem przydałaby się jakaś dorywczą praca by miała z czego opłacać czynsz. Zabijać za kąt do mieszkania nie miała zamiaru. To nie w jej stylu. Nie chciała też wyciągać pieniędzy ze swojej gildii, wolała być bardziej samodzielna. Natomiast na koniec, gdy już wstępnie się urządzi, poświęci cały swój czas na zgromadzenie informacji na temat wszystkich mieszkających tu magów oraz działających Gildii. Jeśli "domownicy" planują jej starcie z nimi to lepiej by nie odkładała tego na później. Walka z niewiadomym zawsze niosła ze sobą większe prawdopodobieństwo przegranej. Wczoraj miała naprawdę wiele szczęścia, że nie musiała stanąć z trójką młodzieńców w szranki. I tak bardzo była zaskoczona dowiadując się o tym, że zostali ochroniarzami Guarany. Wydawali się równie niewinnie co ona sama. Szczególnie najmłodszy z nich, Eve. Miała jednak na uwadze, że na pozór te najbardziej spokojne osoby mogą być najbardziej niebezpieczne.
-Specjalne wydanie "Czarodzieja"! Febrisco Guarana zamordowany! - usłyszała głos chłopca sprzedającego gazety. Ludzie zaczęli szeptać, blogi spokój panujący w mieście został zmącony. Parę osób wyszło z gospody, aby zakupić magazyn. Każdy chciał się dowiedzieć czegoś na temat tego niespodziewanego wydarzenia.
-Coś podobnego! - krzyknęła zdruzgotana starsza pani czytając kilka pierwszych zdań - w taki sposób... Do czego to doszło. Nikt teraz nie może czuć się bezpiecznie nawet we własnym domu. 
-Mówiłam ci moja droga, - odezwała się jej towarzyszka - to jest spisek skierowany przeciwko niewinnym obywatelom.
-Taki z niego był miły człowiek... Przecież nikomu nie wadził.
-Znałaś go moja droga?
-Od czasu do czasu robił zakupy w moim sklepie. Naprawdę, bardzo sympatyczny. A policja jak zawsze nic z tym nie robi! Strach wychodzić z domu!
-Tak jak mówiłam kochanieńka. Pozwalają na wprowadzenie terroru. Już niedługo usłyszymy o kolejnych morderstwach.
-Jak możesz tak mówić? Nie kracz - przeżegnała się - Jeszcze nie daj Boże nas spotka to nieszczęście...
-Przepraszam - Ikaris zwróciła się do pań nim te całkiem pochłonęła rozmowa - czy mogłabym zobaczyć na chwilę artykuł?
-Ależ proszę bardzo, moje dziecko.  - Kobieta wręczyła jej magazyn - taka katastrofa. Zastanawiała się czy nie przenieść się na wieś. Miasta z gildiami przyciągają zbyt wiele niebezpieczeństw... 
-Mmm... "Minionej nocy nastąpiło włamanie do domu Febrisco Guarany. Napastnik najwyraźniej chciał włamać się do sejfu znajdującego się w salonie, jednak napotkał właściciela domu, który jeszcze nie spał. Spotkanie to zakończyło się tragicznie dla dawnego członka Gwardii, próbę obrony swoich dóbr przypłacił życiem. Policja nie jest jeszcze w stanie określić czy coś zaginęło. Nadal trwa sprzątanie miejsca walki..." - Dziewczyna czytała cicho z zainteresowaniem i udawanym zaniepokojeniem czując na swych plecach wzrok starszych pań, które pożyczyły jej czasopismo - "... Z innych doniesień wynika, że od jakiegoś czasu tragicznie zmarły Guarana obawiał się o własne życie. W kilku Gildiach zostało umieszczone jego zlecenie, za które oferował sto pięćdziesiąt tysięcy. Według wstępnych ustaleń zadanie przyjęła grupa z Blue Pegasus. Świadkowie twierdzą, że ich praca miała rozpocząć się dopiero dnia dzisiejszego..." - urwała. Resztę doczytała już bezgłośnie. Obejrzał zdjęcia, które udało się zrobić reporterowi. Ciało było niezwykle sine. Wszystko przez to, że wypłynęła z niego krew. Dano również mniejszą fotografię głowy z szeroko otwartymi ustami. Ikaris przysunęła gazetę bliżej twarzy. Miała nieodparte wrażenie, że... Nie, to chyba tylko pyłek. Jest przewrażliwiona. Jeszcze przez chwilę przyglądała się makabrycznym zdjęciem i przeczytała powtórnie parę zdań.
-Dziękuję paniom - oddała im gazetę. Musiała przyznać, że widok z wczorajszej nocy nie był zbyt przyjemny. Trup z obciętą głową też nie nastawiał optymistycznie do świata.
-Do tego te obrazki... Żeby coś takiego drukować w magazynie dostępnym dla każdego. Przecież małe dzieci mogą to zobaczyć...! - jedna z pań dalej kontynuowała rozmowę. Dziewczyna Zapakowała drożdżówkę i podeszła do kasy, aby zapłacić. Uśmiechnęła się wyrozumiale, gdy szufladka z pieniędzmi zacięła się. Nie spieszyło jej się, przynajmniej na razie. 

    Bez pośpiechu zaciągnęła kaptur na głowę. Zrobiło się chłodniej. Zbliżający się deszcz był nieunikniony. Coraz więcej osób wracało do domu. Stoliki przed kawiarniami ziały pustkami. Wiele okien w domach zostało zamkniętych. Zrobiło się naprawdę ponuro, a pomyśleć, że raptem kilka godzin temu to miasto tętniło życiem. Najwyraźniej tak jak wszędzie nastrój ludzi zmieniał się wraz z pogodą.
    Nie wiadomo kiedy doszła kamiennym chodnikiem do rogu portu, do tego samego miejsca, gdzie była poprzednim razem. Błąkała się bez celu i wcale nie planowała przyjścia tutaj. Po drodze zajrzała do piekarni i kupiła kilka słodkich bułek oraz pieczywa. Teraz kończyła właśnie drożdżówkę ze śniadania. Usiadła w tym samym miejscu co przednio. Z plecaka wyciągnęła gazetę pełną ogłoszeń sprzedaży i wynajmu. Najchętniej zamieszkałaby w lesie, w bezpiecznej odległości od miasta. Niestety, nie wchodziło to w grę. Rozkazy były jasne. Otworzyła magazyn na pierwszej stronie. Śledząc tekst wzrokiem jednocześnie wypakowała magiczne pióro, którym zazwyczaj pisała. Miało ładny, lekko lawendowy kolor. Zakupiła go poprzednim razem, gdy została wysłana do świata zewnętrznego.
    Gryzmoliła coś na papierze, gdy spadły pierwsze krople deszczu. Ledwo zdążyła schować gazetę z piórem do plecaka, a rozpadało się na dobre. Naciągnęła na siebie mocniej kaptur. Nie przepadała za taką pogodą. Marzła i przemakała, pomimo swojego płaszcza. Dość się już nasłuchała od rybaków na temat kilku największych Gildii. Powinna znaleźć suche miejsce, gdzie będzie mogła uporządkować sobie tę wiedzę. Gdzieś po drodze widziała dość przyjazny hotel. Stał na uboczu. Powinien wystarczyć na kilka pierwszych dni nim znajdzie miejsce, gdzie zatrzyma się na dłużej.
-Ech... - usłyszała ciężkie westchnięcie obok siebie. Dziwne, nie zauważyła by ktokolwiek usiadł. Odwróciła głowę. Musiała przyznać, życie czasem jest uparte. -Witaj, nieznajoma - uśmiechnął się do niej trochę smutno blondyn. Eve wybrał się dzisiaj na przechadzkę bez żadnej kurtki czy parasolu. Miał na sobie tylko elegancki Smoking. Skinęła mu głową w duchu lekko zrezygnowana. - Czy dzisiaj będziesz również szybko ode mnie uciekała? - w pierwszej chwili miała zamiar potwierdzić. Po chwili namysłu wzruszyła ramionami. Podejrzewała, że to ona zepsuła mu humor zabijając jego zleceniodawcę. Zgodzili się go chronić, a tymczasem zabójca ich uprzedził. Przybyła szybciej niż ofiara to podejrzewała.
-Pewnie i ty już czytałaś o Febrisco Guarana - zagadnął. Zamknął oczy i wystawił twarz w kierunku nieba pozwalając by deszcz obmywał jego dziecięcą buzię. Zdawał się nie przejmować faktem, że jest mokry. -Dzisiaj rano ja i dwóch moich przyjaciół mieliśmy zacząć u niego pracę w roli ochroniarzy... Ironia losu, czyż nie? Pracodawca umiera nam tuż przed rozpoczęciem zadania - zaśmiał się - Niby nie nasza wina, ale... Pozostaje pewien niesmak. W końcu nawet nie zaczęliśmy go bronić, ani nie walczyliśmy z napastnikiem. Powiedział, że komuś nie podoba się to co wie. Żałuję, że nie posłuchałem wczoraj swojej intuicji.
"Bardzo dobrze, że tego nie zrobiłeś. Inaczej dziś i ty byłbyś martwy" odpowiedziała w myślach. Ilość ofiar chciała ograniczyć do niezbędnego minimum, najlepiej pozbawiając życia tylko wskazanych celów.
-Opowiadał nam, że w ciągu kilku dni chciał wyjechać z miasta. Do tego czasu jednak chciał mieć ochronę. Spartolić nim się zaczęło... A niby to Fairy Tail z tego słynie. To oni mają tam szalonych członków, o których zawsze wiele się słyszy, a w trakcie zadania niszczą więcej niż ktokolwiek by się spodziewał.
"Jego wyjazd z miasta w niczym by nie pomógł. Guarana, jakiś ty byłeś naiwny... Gildia Tartarus i tak by cię odnalazała" usiadła bokiem na murku, po turecku aby siedzieć przodem do przybyłego chłopaka. Słuchała go, ale nawet nie wiedział jak bardzo go wykorzystywała. Chłonęła wszystkie przekazywane przez niego informacje. W końcu nie miał świadomości, że siedzi obok mordercy.
-Wiesz... Febrisco zawsze był trochę dziwny, ale nikt nie rozumie kto i po co go zaatakował. Policja mówi, że to zwykli złodzieje. Tylko, że nie wyglądało to na robotę amatorów... Mogę ci coś powiedzieć w tajemnicy?
Wzruszyła ramionami. To jego wybór, że dzielił się z nią swoimi informacjami.
-Gdyby to był amator padłby już na trawniku, gdzie rosną roślinki ludojady. Znaczy... Takie Zaklęcie jest tam ustawione. A jeśli nie tam, to w salonie. Tylko zawodowiec byłby w stanie wytrzymać taki ostrzał i wyjść stamtąd bez szwanku.  Najbardziej jednak zaskakujące jest dla nas to, że nic nie zostało znalezione. Ani strzępków ubrań, ani odcisków, ani krwi...
"Masz rację... Coś takiego powinno być" nie zdradziła po sobie, że uśmiecha się w duchu. Jeden z jej przyjaciół jak zawsze dbał o szczegóły. Nigdy by nie pozwolił, aby cokolwiek ją zdradziło.
-Bo przecież nie ma duchów... Chyba, że ktoś korzystał z iluzji. Tyle niewiadomych. Czasami użytkownicy magii są problematyczni. Dzięki niej wszystko jest możliwe i nie można wykluczyć żadnego scenariusza... Hmm... Widzę, że jeszcze nie uciekłaś. 
Pokręciła przecząco głową. Oparła brodę o dłoń. Lekko zadrżała. Tsk, zdecydowanie zbyt lekko dzisiaj się ubrała.
-Wszystko w porządku, nieznajoma?
Kiwnięcie głową. Wyczekiwanie. Nie przerywaj. Mów więcej. Musi dostać te informacje. Łaknęła tej wiedzy.
-Och, głupi ja - uderzył się wewnętrzną częścią dłoni w czoło.- Na pewno przemokłaś, a ja cię tu zatrzymuję. Przepraszam - uśmiechnął się uroczo. Wstał z miejsca i otrząsnął się z nadmiaru wody. Wyciągnął dłoń w stronę dziewczyny. Spojrzała na niego nieufnie. - Pani pozwoli - zwrócił się szarmancko. Nie miała nic przeciwko. Ujęła jego rękę. Lekko zeskoczyła na ziemię. Wzięła swój plecak wyprzedzając tym samym chłopaka, który chciał zrobić dokładnie to samo. - Odprowadzę cię, a po drodze jeszcze porozmawiamy. Dobrze?
Kiwnięcie głową. Ruszyła do przodu, a zafascynowany członek gildii Blue Pegasus podążył za nią. Słuchała go. Nie wpadła w sidła jego wyglądu i słodkich słówek. Potrafiła jasno mu pokazać, gdzie są granice. Znów zaczął mówić. A ona spoglądała od czasu do czasu dając mu do zrozumienia, że nadal interesuje się tym, co opowiada. Nie przerywała, nie zadawała pytań. Nie znał jej. A tymczasem czuł, że jest dobrym kompanem. Może nawet lepiej, że więcej o niej nie wiedział. Nie czuł się dzięki temu niczym skrępowany. Chociaż z drugiej strony było to niebezpieczne. Dopiero teraz przemknęło mu przez myśl, że w ten sposób może coś powiedzieć wrogowi. Tylko ona mu na wroga nie wyglądała. Dlatego nie przerywał swojej opowieści.
-Jesteś przejazdem, prawda?
Kolejne kiwnięcie głową.  Monotonne gesty, które mu nie przeszkadzały. To było wręcz swojskie z biegiem czasu. Nieznajoma zaprowadziła go do zupełnie innej dzielnicy. Weszli w boczną uliczkę. Kojarzył to miejsce, jednak niezbyt dobrze. Natomiast ona zdawała się doskonale wiedzieć dokąd idzie.
-Skąd wiesz dokąd iść? Jesteś nowa, nie masz mapy.
Pokazała mu na swoje oczy i głowę.  Zrozumiał. Pamięć obrazkowa. Wystarczy, że pozwiedza samodzielnie i nauczy się rozkładu miasta na pamięć. Spojrzała na szyld hotelu. Po krótkim namyśle weszła do środka.
-Cóż... tu chyba się rozstaniemy - zatrzymali się blisko recepcji - Nie spodziewałem się ciebie spotkać, ale naprawdę mnie to cieszyło - wyznał szczerze. - Dziękuję, że mnie wysłuchałaś. I przepraszam, że obarczyłem cię swoimi problemami. Chciałbym ci to jakoś wynagrodzić  - zmieszał się trochę. Nie zdążył nic więcej powiedzieć bo dostał pstryczka w nos od wyższej od siebie dziewczyny. - Spotkamy się jeszcze? - obca nie ruszyła głową, ale z wyrazu twarzy wnioskował, że prawdopodobnie tak. - Do zobaczenia, nieznajoma - ruszył ku wyjściu nadal ociekając wodą.
-Eve - usłyszał niespodziewanie. Odwrócił się. Nie przesłyszał się. To ona do niego mówiła. - Miło było cię poznać. Do zobaczenia. - Skinął głową. Miała ciepły, miły głos. Uradował się słysząc, że po raz pierwszy odezwała się. Przepełniony pozytywnymi uczuciami wyszedł z hotelu i skierował się w stronę swojej gildii.
     Odczekała chwilę, aż chłopak w końcu zniknie jej z pola widzenia. Nie wiedziała co ją podkusiło do odezwania się. Chociaż prawdopodobnie dzięki temu zyskała doskonałego informatora. Dzisiejsze wiadomości były bezcenne. A każde kolejne będą na wagę złota.
-Dobry wieczór, chciałabym wynająć jednoosobowy pokój na tydzień...

3 komentarze:

  1. Hm... Wyrównałaś ze mną rozdziałami -.-
    Louise: Mogłaś się nie obijać przez pół roku!
    Heladas: ale wiesz... geofizyka i inne sprawy... Zleciało, a potem bum i Czarny Lis lubi Fairy Tail! Co to się porobiło. Mniejsza! Rozdział jak zwykle ciekawy i neheheh, nikt nie wie, kto zabił tamtego gościa. Wszystko sobie pięknie wyobraziłam, jakbym tam stała obok Ikaris i z nią podróżowała. Aż mam ochotę pokasować swoje notki, nie umiem tak ładnie opisywać T^T
    Czekam na nowy rozdział, życzę weny i smacznego jajka!
    Louise: Może jeszcze: Ściskam i całuję?
    Heladas: Też! Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani mi się waż mówić, że brzydko piszesz >,< masz po prostu inny styl niż ja. Preferujesz akcję i dialogi, a ja się babram w psychologicznych opisach. Co przyznaje, że czasem i mnie to irytuję, ale mam tendencję do dokładnego przedstawiania punktu widzenia bohaterów.
      Kolejna notka za trzy dni :3
      Ha! Wyprzedzę cię ;)

      Usuń
  2. Nie wyprzedzisz, spokojna głowa! I właśnie opisy świadczą o Twoim opowiadaniu, jakie jest, a mi ich trochę brakuje i musze się nauczyć tej smykałki, którą ty masz, bez niej nie mam co kontynuować książki. A w nocy skończę rozdział i jeszcze przed powrotem na uczelnie będzie ^^

    OdpowiedzUsuń